czwartek, 27 marca 2008

Seniorzy w ostatniej akcji

Tylu seniorów w jednym filmie dawno nie było. Na styczeń albo luty planowana jest premiera "Ostatniej akcji". Zagrają Wiesław Michnikowski, Jan Machulski, Marian Kociniak, Alina Janowska, Danuta Szaflarska, Barbara Krafftówna, Wojciech Siemion. Z opisu producenta (Studio Filmowe Zebra) wynika, że będzie to komedia sensacyjna.

Akcja filmu będzie dziać się we współczesnej Warszawie. Starsi panowie, towarzysze broni z Powstania Warszawskiego, stają do walki z "wielobranżowym gangsterem" mecenasem Szaro, granym przez Piotra Fronczewskiego. Pomogą im dzielne sanitariuszki z powstania oraz Alowiec (Wojciech Siemion), dawny członek Armii Ludowej. Plan dziarskich staruszków przeciw mecenasowi będzie zawierał napad na sklep jubilerski. Ważną rolę w intrydze odegra bezcenne jajo Faberge.

Podoba mi się ta informacja. Ostatnim trendem w polskim kinie rozrywkowym jest pokazywanie rozrywkowych zamożnych warszawiaków oraz pretensjonalnych niuń, nieważne czy o dobrym czy złym charakterze. Młodziacy ci przeżywają mało przekonujące dramaty miłosne, przez co filmy pretendują do miana komedii romantycznych (ale ani to komedie, ani romantyczne). Nasi powstańcy tymczasem będą walczyć w słusznej sprawie, mając na celu utarcie nosa drapieżnemu kapitaliście, który zagraża ich rodzinom. Pewnie w tym wszystkim będą trochę pogrywać stereotypem powstańca i zgrzybiałego/ dziarskiego staruszka, a trochę z tym stereotypem dyskutować. Kołacze mi się po głowie Rififi po sześćdziesiątce albo film Chłopcy, ale filmów o starszych ludziach nie ma wiele. Czy komedia, czy poważniejszy gatunek - ludzie starsi, o dużym apetycie na życie, ale i pogodzeni ze śmiercią i upływem czasu, nadają filmowi wzruszający ton. Dodatkowo starsi aktorzy mają zazwyczaj lepszy warsztat. Alina Janowska już w "Rozmowach kontrolowanych" grała konspirującą seniorkę, podpierającą się swoim wojennym doświadczeniem. Dla pozostałych aktorów "Ostatnia akcja" też pewnie będzie okazją do zmierzenia się ze swoim zawodowym wizerunkiem. Smaczku pewnie też doda Alowiec, który będzie odstawał od naszych komabatantów z Armii Krajowej.

Michał Rogalski debiutuje w kinie, ale dotąd świetnie sobie radził w dokumencie. Jeszcze w czasach studenckich zrobił fajny, pokazywany za festiwalach film "Paweł i Ewa". "Ostatnia akcja" jest szykowana na okres przedwalentynkowy, najbardziej dochodowy dla kin czas w roku. Dotąd w tym okresie królowały filmopodobne komedie polskiej produkcji. Z biegiem czasu grali w nich coraz więksi amatorzy, a ostatnio twórcy nawet zrezygnowali z tak zbędnej rzeczy jak scenariusz (patrz "Jeszcze raz"). Być może nawet "Ostatnia akcja" zachęci nieco starszych widzów do odwiedzenia kin (największy segment stanowią widzowie w wieku do 39 lat). Tak czy owak, znów sprawdza się reguła "zimą oglądamy polskie filmy".

wtorek, 18 marca 2008

Polskie drogi a sprawa polska

Do tej pory słowa prezydenta wystarczyły same za siebie, podparte li i jedynie powagą flagi państwowej stojącej opodal. Ale to nudne jest, komu by się chciało słuchać wielominutowego trucia prezydenta o sprawach wagi krajowej, który w dodatku ma wzrok wbity w jeden punkt, mówi z zasznurowanymi ustami albo nerwowo bawi się palcami. Dlatego wczorajsze orędzie prezydenckie w sprawie Traktatu Lizbońskiego zostało znacznie podrasowane przebitkami z obrazków szarpiących patriotyczne polskie serce oraz liryczną muzyką z "Polskich dróg". Czy mi się wydaje, czy to to już rzeczywiście można nazwać propagandą według najlepszych wzorów? Nie stało się przecież nic takiego; przecież to tylko muzyka ze znanego serialu i tylko kilka obrazków dokumentalnych: mazurskie wsie, Angela Merkel koło Eryki Steinbach, ślub homoseksualny. Żadne tam goebbelsy. Żadnych szczurów czy karaluchów. Muzyka z "Polskich dróg" jest naprawdę piękna. Serial jest naprawdę drastyczny. Przytłaczający hitleryzm, eksterminacja Polaków, masowe rozstrzelania. Liryczna muzyka przywołuje wstrząsające obrazy. "Nie wszystko w Unii musi być dobre dla Polski" - mówi prezydent. Za chwilę dzisiejsi Niemcy (Niemki): Merkel i Steinbach na spotkaniu ziomkostw. Prezydent mówi o roszczeniach niemieckich na Ziemiach Zachodnich i Północnych (brawo! ktoś go poinformował, że już od dawna nie używa się fachowo terminu "Ziemie Odzyskane"!). Mazurskie pagórki, domostwa i jezioro. Inny przykład, mówi prezydent. Śluby gejowskie. Więc widzimy odnośny ślub, niefortunnie z Toronto, o czym zresztą informuje też dokument pokazany na ekranie. Ale jest na to rada - Protokół Brytyjski (przebitka z podpisania Protokołu). Niestety niektórzy z Sejmu (przebitka na Tuska, Pawlaka i Sikorskiego) chcą odstąpienia od niego, o czym mówi stosowna uchwała, przywołana na ekranie. Są takie chwile w życiu narodu, mówi prezydent, kiedy trzeba zapomnieć o interesie partyjnym. Dlatego prezydent musi użyczyć swego wizerunku, by PiS wyszedł z twarzy z patowej sytuacji. Kompromitacja blisko, przebąkuje się o o rozłamie w partii, o złamaniu dyscypliny głosowania. Prezydent więc używa swego autorytetu i przedłoży ustawę taką, jaka pasuje PiS. Ale nie o tym chciałam, tylko o ilustracji muzyczno - obrazkowej orędzia. No cóż, przynajmniej nie było nudne. A że niechcący wyszedł przekaz nie informacyjny, tylko emocjonalny - who cares? Proszę państwa, czy ktoś z was nie poczuł się przypadkiem manipulowany?

I jeszcze jedno. Pan Eryk Mistewicz, specjalista od marketingu politycznego, określił orędzie jako najlepszy produkt polityczny PiS ostatniego czasu.
"Wreszcie mamy prezydenta, mocny wizerunek, bardzo skuteczny, pan prezydent zaczął swoją kadencję. - ocenił Mistewicz w TVN24. - To jest opowieść, że jest polityk, który będzie nas bronił. Widzę, że za Lecha Kaczyńskiego wzięli się najlepsi w Polsce, do nich należy Jacek Kurski - dodał". Halo, czy marketing polityczny nie ma nic wspólnego z etyką polityki? Czy w wystąpieniu prezydenckim, które jest nadawane tylko w wyjątkowych chwilach, aby na pewno powinny być używane techniki jak w reklamówkach wyborczych? Wybraliśmy tego człowieka w wolnym głosowaniu, po to by nas reprezentował i podejmował w naszym imieniu decyzje. Nie musi nam już niczego reklamować ani obrzydzać, bo swoją wizję przedstawił podczas kampanii. Stoi za nim narodowa flaga. Więc po co dokładać jeszcze muzykę z serialu, było nie było, kultury masowej? Może następnym razem to będą "Czarne chmury"? Też by pasowały. Do promowania jakiejś ustawy socjalnej nadawałby się "Janosik". A potem już tylko "Alternatywy 4".

wtorek, 11 marca 2008

The Hollywood Sign zagrożony



Bezpośrednie otoczenie wzgórza Los Angeles, gdzie stoją słynne białe litery o wysokości 15 metrów, układające sie w napis "Hollywood", zostało wystawione na sprzedaż. Cena - to 22 milionów dolarów, ale z możliwością podziału terenu na pięć działek i prawem do zabudowy. Wytyczono już nawet sieć dróg.

W 2002 roku deweloper odkupił ten teren o powierzchni ok. 56 hektarów od spadkobierców Howarda Hughesa. Słynny milioner zdobył w latach czterdziestych pozwolenie na budowę, z myślą postawienia tam willi dla Ginger Rogers, podówczas swojej kochanki. Dom nigdy nie powstał, ale pozwolenie obowiązuje do tej pory...

Radni Los Angeles są oburzeni. Zasłonięcie słynnego napisu z pewnością nie przysłuży się promocji miasta. Jednak miasto nigdy nie zdołało zgromadzić środków, by odkupić ten teren.

Od 1973 roku napis jest zabytkiem. Miasto zaś chyba niespecjalnie przykładało rękę do jego ochrony. W 1978 roku zbiórkę pieniędzy na replikę konstrukcji "Hollywood" zainicjował... Hugh Hefner, wydawca Playboya. Sam wówczas wyłożył kasę na literę Y.

Znany na całym świecie napis powstał w 1923 roku jako reklama projektu budowy nieruchomości. Początkowo było to "Hollywoodland". Dziś to jeden z najsłynniejszych logotypów. Ostatnie cztery literki zostały usunięte w 1949 roku, podczas gruntownej renowacji konstrukcji, która znajdowała się już w opłakanym stanie. Co ciekawe, miasto Los Angeles optowało wtedy za całkowitym demontażem napisu. Zapobiegły temu gwałtowne protesty mieszkańców.

Źródło: HHA, Le Monde
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...