wtorek, 19 lutego 2008

Imprezka u Audrey

"Śniadanie u Tiffany'ego". Najchętniej bym zamieszkała w tym filmie. A gdyby się nie dało, chciałabym chociaż znaleźć się na przyjęciu u Holly. Na tym, gdzie goście przyszli w wieczorowych strojach, co chwila ktoś donosi skrzynki alkoholu, a narąbana gościówa na przemian śmieje się i płacze do lustra. Jednej pani ktoś niechcący podpala kapelusz i równie niechcący gasi szampanem, a ona nic nie zauważa. Pod prysznicem obściskuje się parka. Po odsunięciu zasłony nakryty facet mamrocze o złodziejach biżuterii. W tym samym momencie w salonie dama, której właśnie urwał sie film, pada jak długa na podłogę. A wszystko obserwuje z bezpiecznej wysokości Kot. Ten bezimienny.




I w ogóle, absolutnie nie przeszkadza mi, że zmieniono zakończenie opowiadania Capote'a. Tym sposobem film stał się chyba komedią romantyczną? Nietypową. Bo i Holly była nietypowa.

1 komentarz:

Unknown pisze...

hej hej
bardzo podoba mi sie ten wpis:)
mysle, ze to ładnie bedzie pasowac http://uk.youtube.com/watch?v=fXVFRv86ouQ
- do zobaczenia

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...