czwartek, 22 listopada 2007

Dreamgirls

Powiedzmy sobie szczerze: "Chicago" było przekombinowane. Ale "Dreamgirls" tego samego reżysera to jest to, co niespieszne spacerowiczki lubią najbardziej.
Jako musical, Dreamgirls nie przeciera nowych szlaków. W sposobie narracji - też nie. Ale skoro wygrywamy dobrze poprowadzoną, choć faktycznie niezbyt odkrywczą historię i niebanalne piosenki, to co z tego?

Warto jednak spojrzeć na ten film w kontekście czarnej amerykańskiej historii z gorącego okresu lat 60. i 70. Otóż pierwotnie "Dreamgirls" to był popularny broadwayowski musical, podobnie jak Chicago). Opowiadał historię wzlotów i upadków czarnego zespołu pop. W połowie lat 60. przychodzi moda na nowe brzmienia w muzyce, ale to też schyłek segregacji rasowej. Czarni piosenkarze mają szansę wreszcie zaistnieć w mainstreamie. Wiąże się to oczywiście z kompromisami artystycznymi, dopasowywaniem się do "białego" gustu, godzeniem się na plagiaty i granie do kotleta przy wtórze rasistowskich dowcipów, napięciami w zespole itd.

Ale się udało. Z zespołu wyleciała Effie o charakterystycznym mocnym głosie, a liderką została piękna i zgrabna Deena, "głos bez właściwości". Po tej zmianie The Dreams zaczęły robić oszałamiającą karierę, a jego menedżer Curtis w ciągu dziesięciu lat zbudował wpływową wytwórnię muzyczną, symbol czarnego sukcesu w muzyce pop. Bajka sie spełnia, nasi bohaterowie są sławni i bogaci, z zewnątrz wszystko wygląda pięknie. Wewnątrz wytwórni dzieje sie źle. Piosenkarze nie chcą być muzycznymi wyrobnikami i chętnie by zmienili swój sceniczny wizerunek, ale ambitny menedżer nie pozwala. Jimmy Early, solista, umiera z przedawkowania narkotyków. Lada chwila i Dreams się rozpadną.

Przed decydującą zmianą w zespole, uczynieniem liderką Deeny, przyjaciele śpiewają Effie "we are the family like a giant tree" aby nakłonić ją do ustąpienia. Taka zmiana miała wygładzić wizerunek zespołu i zapewnić sukces wśród szerszej widowni. Tak się stało, ale Effie nie wytrzymała długo coraz bardziej spychana na drugi i trzeci plan. "We are the family" zespołu Dreams w nowym składzie staje się klasycznym message songiem, piosenką z przesłaniem skierowaną do czarnych braci i sióstr. Zwroty "bracie" i "siostro" padają w filmie zresztą bardzo często, nawet gdy dawni przyjaciele są już od siebie bardzo oddaleni. Zwrot mający oddawać wspólną dla wszystkich Afroamerykanów ideę emancypacji brzmi teraz w ich ustach bardzo fałszywie. Kolejny message song, "Patience" ("we must walk in peace..."), w ogóle nie ujrzy światła dziennego, bo zdaniem Curtisa muzyka ma się sprzedawać, a nie przekazywać jakieś wartości.

Autor musicalu dopisał na potrzeby filmu cztery piosenki: wspomniany "Patience", "Love you I do", "Perfect world" śpiewane przez dziecięcą gwiazdę w stylu małego Michaela Jacksona oraz "Listen" wykonywane przez Deenę (Beyonce Knowles), kiedy zdecydowała się opuścić Curtisa, swego męża i menedżera, który ją wypromował. Trzeba przyznać, że ścieżka dźwiękowa nie jest dokładnym odtworzeniem trendów muzycznych lat 60. i 70. a "Listen" brzmi jak piosenka młodej Whitney Huston. Co pewnie jest zgodne z zamierzeniem twórców i ukłonem w stronę dzisiejszej publiczności (po co pisać piosenki w stylu lat 70. skoro i tak będą brzmiały jak parodia? no i kto dziś słucha The Supremes?). Za to udało się zachować autentyczność gdzie indziej - historia kariery zespołu, indywidualne losy kilkorga przyjaciół, którzy mieli Sen - są całkowicie wiarygodne. Duża w tym zasługa aktorów, zwłaszcza Jamiego Foxxa, Eddiego Murphy i Jennifer Hudson. Ta ostatnia, znana wcześniej jako zwyciężczyni amerykańskiego Idola, została uhonorowana Oscarem.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...